wtorek, 9 stycznia 2018

Brewdog - DOG F

Kolejny, świąteczny RIS od Brewdoga. Poprzedni był mega sztosem z lakiem na kapslu. Tym razem zajebistość piwa wyznacza kartonowe opakowanie. W Polsce większość wysokooktanowych wypustów jest w ten sposób pakowane. Na "wyspach" jest to rzadkość. Tam bardziej popularne są puszki. Jest ich praktycznie tyle samo co butelek. Wracając do degustacji, dziś na tapecie kolejny ruski stout w wersji "barrel aged". Tym razem leżakowane w beczkach Cognac. Nie obyło się również bez dodatków. Jest warzone z chilli Habanero, kakao i kawą. Nie jestem fanem ostrości, ale coś czuję, że akurat w takim zestawieniu może to nawet smakować. Chmiele, jakie dodano to Bramling Cross i Chinook. Dog F ma aż 17,5% alkoholu. To najmocniejszy piwo jakie pije, więc już to czyni je wyjątkowym. Jestem niesamowicie ciekawy, więc biorę się za degustację. 
Przy nalewaniu do szkła już pierwsze zaskoczenie. Brewdog przyzwyczaił mnie do do mega gęstych, czarnych jak smoła imperialnych stoutów. Tym razem wyglądem bardziej przypomina porter bałtycki. Jest czarne, klarowne z rubinowymi prześwitami. Piana jest średnia z drobnym pęcherzami. W aromacie również porterowo. Nie ma zbyt dużej paloności. Jest sporo ciemnych owoców. Pachnie jak śliwka w czekoladzie. Kawa też jest, ale na dalszym planie. Beczka jest bardzo subtelna. O dziwo alkoholu nie czuć wcale. W smaku podobnie jak w aromacie. Tutaj dodatkowo dochodzi posmak drewna oraz papryczek. Na szczęście są w odpowienich proporcjach. Strasznie się bałem, że zabiją cały smak, szczególnie w połączeniu z dużą ilością woltów. Wyszło inaczej, jest bardzo dobrze. Oleista konsystencja od żyta, które znalazło się w zasypie sprawia, że piwo jest bardzo gładkie i bardzo dobrze się je pije. Po przełknięciu robi się ciepło na sercu i w przełyku. Zarówno od chilli jak i alkoholu. 
Reasumując, Dog F bardziej przypomina mi porter. Brakuje mi większej paloności i goryczki. Sama beczka mogłaby być bardziej wyczuwalna. 
Mimo to kartonowe opakowanie mu się należy. Bez dwoch zdań jest to sztos, który na pewno na długo zapamiętam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz