sobota, 14 stycznia 2017

Kingpin - Vandal


Dziś świeżynka z browaru Kingpin. Tak, to ci od tych świńskich etykiet. Przedstawiać ich raczej nie trzeba. Jak wchodzisz do sklepu z piwem, to od razu widzisz ich komiksowe etykiety. Jak na krawtowców przystało większość oferty to nowofalowe trunki, srogo chmielone amerykańskimi szyszkami. APY i IPY w przeróżnych konfiguracjach to ich specjalność. Żeby nie było zbyt łatwo (w końcu this is kraft bitch ! ) każde  flagowe piwo zostało uwarzone z jakimś dodatkiem. Tak powstały napitki z różą, senchą, wrzosem, gujawą, limoką, a nawet z testerem gier. Dziś mam przyjemność degustować  american aj-pi-ej z dodatkiem jałowca. Żeby było ciekawiej w zasypie użyto słodu żytniego. Nasz prosiak wystąpi dziś w roli Vandala. Była to grupa wschodniogermańskich plemion. Generalnie łazili oni sobie po świecie i robili srogą rozpierduchę. Dotarli do Kartaginy, którą podbili. Po stu latach pokonało ich Cesarstwo Bizantyjskie ( ale jestem mondry przez te wikipedie :) ) . 





Nie ma się co pieścić, trzeba zobaczyć co autor miał na myśli. Otwieram butle i niucham. Pierwsze co wyczułem to tytułowy jałowiec. Chłopaki nie ściemniali. Jest nieźle wyczuwalny i na te chwile gra pierwsze skrzypce. Zobaczmy jak zachowa się nasza świnia w szkle. Zaraz po przelaniu spieniła się niemiłosiernie i trzyma się tak do dziś. Pod spodem idealnie klarowny, bursztynowy płyn zachęca do pierwszych łyków. Tak też czynię. Po trzech próbach moje kubki smakowe zaczynają powoli ogarniać co się dzieje. Dodatek nadal czuję. Nadal jest on number one w tym piwie. Nieco dalej przypomina mi się z jakim stylem mam do czynienia. Powoli zaczynają uwalniać się cytrusy oraz żywica pochodzące oczywiście z amerykańskiego chmielu. Po kilku łykach goryczka robi się coraz bardziej odczuwalna. Bardzo dobrze. W końcu to IPA, a jakiś tam witbirek. W przeciwieństwie do Vandali, jest ona bardzo szlachetna, nie ma mowy o jakimś zaleganiu. Podobnie jak w smaku, teraz też w aromacie szyszunie dają znać o sobie. Nadal kontruje je słodycz jałowca. Tak się rozsmakowałem, że zapomniałem napisać o jeszcze jednej, istotnej sprawie. Mianowicie na początku wspomniałem o rodzaju słodu z jakiego powstało to piwo. Trudne do ogarnięcia żyto jak najbardziej zrobiło tu to co miało. Dokładniej mówiąc zmieniło konsystencję naszego trunku na bardziej oleistą. Kto pił ten wie o co mi chodzi :) Wszystko jest jak najbardziej na plus. Wad nie znalazłem. W sumie specjalnie też ich nie szukałem, bo po co  :) Czekam na kolejne świńskie etykiety i kolejne wariacje na temat IPA, oraz na inne style :) 

Ocena 8/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz