wtorek, 8 listopada 2016

Brooklyn - Black Chocolate Stout




W International Stout Day nie za bardzo sobie poszalałem, więc stwierdziłem, że w ramach rekompensaty odpalę jakiś sztos na pocieszenie. Padło na stolicę piwnej rewolucji, czyli USA i browar Brooklyn. Na tapecie jeden z najbardziej książkowych RISów, czyli Black Chocolate Stout. Piwo jest warzone sezonowo. Moja warka była najświeższa, z zimy 2016 roku. 

Parametry jak na imperialny Stout przystało: 24% stanowi ekstrakt, alkohol 10%, a goryczka pochodzi od chmielu Willamette i amerykańskiej odmiany Fuggle.

Trunku nie nabyłem niestety w USA, tylko w UK :) Kupiłem je w osiedlowym monopolowym. Za symboliczną "dyche" nabyłem aż cztery sztuki. Takie "promki" to ja rozumiem :) 
Lubię jak sklepy obniżają cenę ciemnych, mocnych piw, bo można kupić kilka sztuk i odstawić na leżak. Przy takich gabarytach ciężko żeby coś się zepsuło, więc śmiało można brać ile wlezie i wypić za np. 30 lat . Można później opchnąć jakiemuś koneserowi za kupe hajsu i spłacić tym samym kredyt na mieszkanie... No dobra, przesadziłem. Może na ćwierć raty staczy.  W każdym razie leżakowanie piwa to fajna sprawa i polecam wszystkim. Wystarczy piwnica, skrzynka na piwo i piwo.





Skoro już poznali wszyscy tę niesamowitą historię pt. "gdzie?, co?, jak? i za ile?" można przejść dalej i po prostu się napić. Dodam tylko, że miałem już przyjemność degustować ten trunek, więc będę miał porównanie. 


A więc kufle w dłoń (albo raczej sniffter) i do dzieła. Odbezpieczam firmowy kapsel i praktycznie od razu w powietrzu czuć tę wspaniałą woń. Od razu wiem, że mam do czynienia ze Stoutem w wersji Chocolate. 
Po przelaniu do pokala naszym oczom ukazuje się piękna, czarna jak smoła ciecz. Jest nieprzejrzyście i gęsto. Piana pojawia się na chwilę, ale przez niskie wysycenie znika praktycznie do zera, pozostawiając jedynie obrączkę . Nic nie szkodzi, to nie Weizen.
Ze szkła jest jeszcze przyjemniej, oprócz czekolady do głosu dochodzi mocno palona kawa, która wraz z większą temperaturą przejmuje kontrolę nad piwem. Z uwagi na spory woltaż alkohol też musiał dać znać o sobie. Na szczęście zrobił to w szlachetnym stylu i dodał tylko więcej "ciała". Tyle dobrych słów, a jeszcze nie wziąłem ani łyka. Czas to zmienić. Czy będzie tak fajnie jak się zapowiadał? Próbujemy. Jest dobrze, a nawet bardzo. Wyklejająca konsystencja sprawia, że czuję się jakbym pił gęstą, gorzką czekoladę zakrapianą likierem. Jest słodycz, jest goryczka, jest paloność. Tylko jedna, mała rzecz sprawia, że piwo nie jest idealne. Chodzi o obecność żelaza. Wyczuć je można zarówno w smaku jak i aromacie. Nie trzeba się specjalnie wysilać, żeby je wyczuć. Poza tym jest na prawdę super.   


Reasumując, jest to moje pierwsze zagraniczne piwo na blogu i cieszę się, że padło na ten klasyk. Mam nadzieję, że gdzieś uda mi się jeszcze znaleźć to dobrodziejstwo,  bo jest  to pozycja do której chce się wracać tak samo jak do dobrej książki, czy filmu. 



Aromat 9/10
Wygląd 9/10
Smak 9/10
Ocena ogólna 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz