1 kwietnia we Wrocławiu odbyła się już piąta edycja Beer
Geek Madness, czyli festiwalu dla fanów piwa rzemieślniczego. Miejscem imprezy były tradycyjnie Zaklęte Rewiry. Tegoroczna edycja nawiązywała północy. Tak też oprócz
polskich wystawców pojawiły się browary z Danii, Szwecji, Estonii. Nie zabrakło
również niemieckiej ekipy ze Stone’a . Ja przyjechałem do Wrocka razem z
dziewczyną w piątek wieczorem. Tak się składa ze mój kumpel od kilku lat tu więc nie było problemu ze spaniem. Po przyjeździe na miejsce po
godzinie 22 praktycznie od razu wyszliśmy na miasto. Zabraliśmy ze sobą swoje
dziewoje i zaczęliśmy małe "tour de" po miejscach piwnej rozpusty. W końcu trzeba
się zaaklimatyzować. Wypiłem kilka lokalnych piwek, głównie z Profesji i Stu Mostów. Później powrót do domu, bo jutro finał
BGM. Rano pobudka, szybkie śniadanie i wyruszamy w teren. Wrocław to piękne
miasto, wiec grzechem by było siedzenie w domu. Zwiedzanie uwieńczyliśmy piwerkiem
na wyspie słodowej. (taka nazwa aż się prosi żeby wypić tam piwo:)). W pobliżu była
tylko Żabka, więc musiałem się zadowolić sulimarową Valkirią. Jest to całkiem
przyzwoity Witbier. Trzeba tylko trafić na dobra warkę. Ta niestety nie wyszla
za dobrze. Kolendrowy posmak zostać zastąpiony nieprzyjemnym, mydlanym
odczuciem w ustach. To mnie tylko zapaliło jeszcze bardziej i zwiększyło moje
pragnienie do kosztowania samych dobrych piw dzisiejszej nocy.
Tak więc powrót do domu, szybka drzemka i zbieramy się do Zaklętych
Rewirów. Szybka podróż tramwajem i jesteśmy na miejscu. Na wejściu dostajemy
kilka broszurek, opaskę na rękę oraz szkło do degustacji. Jest to festiwalowy,
zminiaturyzowany craft master one z podziałką do 100 ml. Jest to pakiet
podstawowy - wersja "beer". Droższa miała inne szkło - do
whisky, a najdroższa, dodatkowo festiwalową koszulkę. Mnie się już ubrania nie mieszczą
w szafach, więc wersja budżetowa mi wystarcza. Najważniejsza jest bowiem formuła
festiwalu - płacisz raz, pijesz ile chcesz. Nie trzeba się martwić i kombinować,
czy coś mi się bardziej opłaca pić, czy nie. Cel zatem był jeden - skosztować jak najwięcej.
Na początku trochę się przeraziłem.
Przy browarze Okrętowym i Czterech Ścianach były tak olbrzymie kolejki, że
stanie w nich zajęło by mi spokojnie z pól godziny. Na szczęście idąc dalej było
już spokojniej. Na swoja kolej czekało się max 5 minutek, a gdzieniegdzie nawet
wcale. Moja dziewczyna się zadeklarowała, że będzie zapisywać każde piwo jakie
skosztuje nasza czwórka tej nocy. Mamy całą rozpiskę piw i browarów, wystarczy tylko odhaczać.
Szkoda tylko, że nikt z nas nie wziął długopisu. Na szczęście przy stoisku
Browaru Zakładowego dostaliśmy wymarzone pisadło. Wielkie dzięki.
Na początku miałem plan picia wg ekstraktu. Od najlżejszych
piw do najmocniejszych na koniec. Plan wypalił na początku. Tylko na początku.
Bowiem pierwszym piwem jakie wypiłem było Naftali z Golem, czyli Sour Oatmeal Milk Farmhouse Hoppy Ale. Miało ono 3,5 % alkoholu. Idealne na początek festiwalu
- lekkie, orzeźwiające i pijalne. Biorąc pod uwagę fakt, że byli to gorący dzień
tym bardziej człowiek miał ochotę właśnie na coś takiego. Później już plan
poszedł się bujać. Jak zobaczyłem black ipa to musiałem po nie sięgnąć. Piw
wypiłem sporo, natomiast kilka mnie zainteresowało szczególnie. Tu szacun należy
się dla browaru Deer Bear za ich Gose. Piwo idealne na panująca wtedy pogodę.
Fajnie, że udało się Wam wygrać tegoroczną edycję. Było też kilka wersji mojego
ulubionego black ipa. Najbardziej zasmakowała mi interpretacja Widawy, czyli
Wild Black BA IPA z jeżyną. Świetne połączenie. Owoc zrobił tu niezłą robotę.
Wniósł posmak gumy balonowej. Razem z ciemnymi słodami i chmielem
stworzyły świetne połączenie. W kategorii "kolor" najlepiej poradził
sobie Birbant i Doctor Brew. Za Viking Blood,
czyli Barrle Aged Wild Blood Ale oraz Wiśnia Północy, Wild Beach.
Świetna krwisto - wiśniowa barwa. Na
pewno wyróżniały się w craft master one'ach. Natomiast dla mnie najciekawszym
połączeniem był Porter Bałtycki z kukułkami. Jako fan "bałtyów"
jestem mega zadowolony. Fajnie, że chociaż ktoś uwarzył nasz piwowarski skarb
Polski. Ciekawe doświadczenie zrobił browar Brokreacja. Uwarzył dwie wersje
Triple IPA. Była wersja tradycyjna, naturalnie chmielona oraz z dodanymi aromatami.
Nikt do tej nie wie, które jest które. Dowiemy się dopiero po Warszawskim
Festiwalu Piwa. Dodatkowo można było napić się "Taterki" podrasowanej
różnymi aromatami. Ja zrobiłem sobie wersję kokosową. Szczerze mówiąc piwo
nadal było podłe, dodatkowo waliło kokosem. Wychodzi na to, że mimo wszystko
piwo bazowe też musi być dobre żeby eksperyment się udał. Generalnie już dawno
nie wypiłem takiej ilości dobrych piw w tak krótkim czasie. Festiwal
jak najbardziej się udał. Hektolitry kraftu plus dobre papu z foodtracków to
jest to ! "Wielkodupne" burrito z Pancza zrobiło robotę :) Jedyna
niesnaska jaką zanotowałem podczas imprezy była taka, że musiałem zapłacić karę
za zgubienie numerka w szatni. Dostałem jeden numerek na dwie kurtki, natomiast
przy odbiorze starano mi się wmówić, że były dwa. Na szczęście ogólne wrażenie
pozostało na prawdę super. Za rok również tu wrócę.
Fotoralacja :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz