wtorek, 20 grudnia 2016

Browar Jana - Black Mathis

"Wszystko się zaczęło, gdy belgijski mnich Mathis odbywał krucjatę w Górach Kaskadowych... Mieszkańcy widywali przemykającą czarną sylwetką, a od czasu do czasu widać było dym unoszący się nad lasem. Niewielu go widziało. Właściwie nikt nie wiedział co tu robi. Ale gdy lokalnemu karczmarzowi przyniósł baryłkę swojego piwa - jego talent objawił się w pełni. Spróbuj i Ty. Jeśli jesteś gotowy." - W ten sposób Browar Jana przedstawia swój nowy napitek. Bardzo lubię czytać tzw. "Morskie opowieści" na piwnych etykietach, a jeszcze bardziej lubię rozszyfrowywać ukryte w nich przesłanie. Ta oto historia ma nam streścić czego mamy się spodziewać. Wspomniane Góry Kaskadowe odnoszą się do stylu Cascadian Dark Ale, a nasz mnich Mathis jest odzwierciedleniem belgijskich drożdży Fermentum Mobile. Reasumując mamy tutaj Black Belgian IPA i to wszystko jeszcze w wersji double. Wow ! Zapowiada się niezły sztos. Jeszcze bardziej mi się to wszystko podoba jak patrze na parametry. 20 Blg. ekstraktu i 9.2% alkoholu. Piwo to miało premierę 25 listopada, więc jest to świeża warka. Wszystko się zgadza, więc czas przygotować odpowiednie szkło i przelewamy :)





Po otwarciu uniósł się chmielowy aromat. Głównie nuty leśne i cytrusowe są teraz wyczuwalne. Dobry początek. Tylko gdzie ten Mathis ? W moim najbardziej belgijskim szkle jakie posiadam bardzo ładnie się prezentuje. Czarny płyn z lekkimi rubinowymi przebłyskami wygląda zachęcająco. Tylko ta piana trochę szybko się dziurawi. Nie szkodzi. Aromat wszystko rekompensuje. Columbus, Citra, Cascade, Simcoe i Equiox dają to, co obiecują. Jest nafta, las i cytrusy. Ciemne słody też dają znać o sobie, ale w nienachalny sposób. Bez wątpienia jest to IPA, a nie np. Stout.
Po pierwszym łyku stwierdzam, że jest dobrze. Ba, zajebiście wręcz  ! Jest wszystko, czego oczekiwałem i do tego w odpowiednich proporcjach. Na pierwszym miejscu jest oczywiście chmiel.  Nie wiem ile IBU , ale na pewno każdy hophead zostanie zaspokojony. Prażony słonecznik jak na styl przystało też tu się znajduje. Jedynie blelgijskości trochę mi brakuje. Może gdzieś tam w tle majaczy, ale bardzo słabo. O dziwo alkohol jest tu całkiem spoko ukryty. Wiadomo, że nie jest to Grodziskie i to 9 voltów musi jakoś dać znać o sobie, ale na szczęście nie dominuje, a jedynie przyjemnie rozgrzewa przełyk. Po ogrzaniu snifftera dłonią, aromat nieco się zmienia. Teraz ta słodowa strona mocy daje znać o sobie. Ujawniła się teraz mała czarna ze swoją palonością. W sumie fajnie.

Podsumowanie może być tylko jedno. Mamy tu kawał porządnego piwska.  Bez żadnych kompromisów i ściemy. To nie jest jakieś tam piwko z sokiem cytrynowym dla pizdusiów, tylko konkretny, dobrze zbalansowany napitek. Jest gorycz, jest palonośc i konkrety woltarz. Brakuja mi tylko trochę naszego tytułowego bohatera, który bardzo dobrze ukrył się w Górach Kaskadowych. Mimo wszystko dla mnie jest to na tę chwile najlepsze piwo z Browaru Jana i jedna z najlepszych interpretacji tego stylu.

Ocena 9/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz