
Nie można przejść obojętnie obok etykiety, która jest po prostu świetna. Jest dopracowana i przyciąga wzrok. Tytułowa Miss Big Foot to niezły lachon. Zobaczmy jakie ma wnętrze.
Po otwarciu przywitał mnie przyjemny aromat. Najbardziej po nosie daje śliwka. Nawet nie suszona, tylko taka świeża, prosto z drzewa. W szkle prezentuje się ślicznie. Jest czarne z rubinowymi przebłyskami. Piana jest niska, beżowa, szybko znika i pozostawia jedynia małą obrączkę. Teraz zapach jest o wiele bogatszy. Czuć wanilię, łamaną mleczną czekoladą. Wędzonka jest bardzo daleko. W smaku też dzieje się sporo. Jest słodko. Na szczęście mamy też paloność, która to wszystko kontruje. Wysycenie jest średnie. Po każdym łyku zostaje posmak wędzonki, która dopiero teraz dała bardziej o sobie znać. Jest też goryczka. Nie jest może szalona, ale ma tu też swoją rolę.
Ogólnie piwo jest ciekawe i złożone, jeden łyk nie wystarczy, żeby to wszystko ogarnąć. Najpierw mamy śliwki w czekoladzie, póżniej jest wanilowo, a następnie gorzko. Goryczka pochodzi raczej ze słodu, jest bardziej palona, niż chmielowa. Jak dla mnie powinno być chmielu nieco więcej. Słodycz jest tu spora.
Mimo to myślę, że jest to bardzo udana i ciekawa interpretacja stylu. Kto jeszcze nie próbował niech śmiało pije.
Jeżeli tekst Ci się spodobał zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku i polubienia fanpage'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz